Dotarliśmy do najważniejszego świadka katastrofy w Karwinie

Dotarliśmy do najważniejszego świadka katastrofy w Karwinie

23 grudnia 2018 Wyłączono przez redakcja

W czeskiej Karwinie nawet szef stacji benzynowej wie, że skoro był wybuch, to pewnie majstrowano przy czujnikach metanu. – Opiszcie to wy dziennikarze, bo tu nie Polska. Żadna urzędowa komisja brudów nie wyciągnie. Ta kopalnia to bankrut i grobowiec, trzeba ją zamknąć – mówi Ivo, były górnik.

W kopalni w Karwinie zginęło 12 polskich górników (WP.PL, Fot: Tomasz Molga)

Dotarliśmy do najważniejszego świadka katastrofy w Karwinie. Paweł Palej z polskiej firmy Alpex jest kierownikiem oddziału, czyli szefem grupy Polaków pracujących w czeskiej kopalni koło Karwiny. – Tam nie powinno być metanu. Zjechałem na dół osobiście. Chodnik był przewietrzony. Czujnik nie rejestrował groźnego stężenia metanu – mówi WP Paweł Palej, kierownik oddziału kopalni CSM Stonava. A jednak tego dnia, wieczorem, do hotelu będącego bazą polskich górników zadzwonił telefon, że był wybuch w ścianie 800 metrów pod ziemią.

Palej od razu próbował się połączyć z górnikami znajdującymi się w ścianie wyrobiska. Cisza. Dzwonił jeszcze do dwóch górników, którzy mieli przy sobie przenośne telefony. Cisza. To oznaczało najgorsze. Jak przyjechaliśmy do kopalni, to moja ekipa i ratownicy reanimowali już Artura. Wybuch wyrzucił go najdalej. Niestety nie dawał oznak życia. Gdzie reszta? Dowiemy się, jak ugaszą pożar. Straciłem siedmiu ludzi – mówi Palej i wybucha płaczem.

W wybuchu zginęło 12 polskich górników i czeski sztygar. Kilkunastu górników ocalało, bo znajdowali się w zaułkach chodnika oraz na przodku, gdzie ogień i podmuch dotarły z mniejszą mocą. Jednak stan jednego z Polaków jest krytyczny, ma poparzoną ponad połowę ciała.

Kim były ofiary katastrofy

W sobotę o godzinie 12 pod kopalnią Stonava zawyły syreny. Przyjechali znajomi oraz rodziny górników, aby zapalić znicze. W każdym żal mieszał sie z poczuciem gniewu. – Sześć lat tu pracowałem. Wiem, co było grane. Zatykały się czujniki metanu. Bo jak czujnik odcinał prąd w maszynach, to całe wydobycie stawało. Od razu był telefon z góry, co my tam na dole odpier…., a ludzie bali się wyjeżdżać na powierzchnię. Przy niewyrobionych metrach wydobytego węgla były kary finansowe i opier..l – opowiada Olek, były górnik czeskiej kopalni. Obecnie pracuje w kopalni JSW w Jastrzębiu Zdroju.

Zapala świeczkę dla kumpla, 29-letniego Kamila J., z którym razem pracował na zmianie. Kamil przyjechał do Karwiny aż ze świętokrzyskiego. Był budowlańcem, ale do roboty w kopalni brano też pracowników z małym doświadczeniem. Niedawno urodziło mu się dziecko. – I koniec. Ojciec światełka dzieciakowi już nie podniesie – przeklina Olek patrząc na grafikę w kopalni.

Znał też inną ofiarę. Bogdana G. z Wojkowic. 54 lata, doświadczony górnik przodowy. Pracował u Czechów od wielu lat. Pod ziemią zginął również jego pomocnik Martin, czeski sztygar.

Górnicy wskazują winnych

Krzysztof, były pracownik północnego szybu Stonavy, dodaje: – Polacy mieli tu najgorsze i najbardziej ryzykowne prace. Kiedy Czesi uciekali przed metanem, wchodziliśmy tam my. Budowało się tamę w zagrożonym odcinku, a potem obok ruszały prace – mówi.

W kopalni w Karwinie zginęło 12 polskich górników (WP.PL, Fot: Tomasz Molga)

Tłumaczy, że chodziło o pieniądze. Pracując w czeskiej kopalni, górnik nie dostaje dodatków, jak w Polsce. W Czechach jest tylko skromna pensja oraz premia za wykonanie planu. Dopiero oba składniki dają wypłatę podobną do tej, która otrzymuje górnik w Polsce. Pod presją były też firmy z Polski, będące organizatorami prac wydobywczych. Wygrywały przetargi na wydobycie, a potem, jak twierdzą pracownicy, traciły na przestojach, związanych ulatniającym się metanem. Taki system skłaniał ludzi do ryzykownych zachowań, wbrew zdrowemu rozsądkowi.

Kto winny tragedii? Górnicy spod kopalni podają nazwiska czeskiego i polskiego szefa. – Pan ich zapyta, dlaczego nie zostawiają aut na parkingu z innymi górnikami. Za co wybijano im szyby i wrzucano kilofy do auta? – mówią.

Ivo Czelachovski, rzecznik spółki OKD, właściciela kopalni w Karwinie odpowiada, że podobne teorie to tylko domysły. Na dole trwa pożar, dopiero po jego ugaszeniu będzie można zbadać przyczynę katastrofy. – To byłoby irracjonalne, żebyśmy sami stwarzali sytuację zagrożenia dla górników. Jest potwierdzenie, że wszystkie mierniki stężenia metanu działały prawidłowo – powiedział w sobotę dziennikarzom.

Kopalnia ČSM Stonava należy do tzw. kategorii 3 i 4, czyli najbardziej narażonej na wybuch metanu. Po kłopotach finansowych w 2016 roku przetrwała dzięki pomocy czeskiego rządu. Ma pracować do 2023 roku. Właściciel zmaga się z problemem odejść wykwalifikowanych czeskich górników. Rezygnują oni z ryzykownego zajęcia, np. znajdując pracę w zakładach koncernu Hyundai pod Ostravą. Ich miejsce zajmuje obecnie około 600 Polaków. Często rekrutują się z pracowników dawno już zamkniętych polskich kopalni lub osób, które przyjęły górniczą odprawę w ramach tzw. urlopu górniczego. Z myślą o nich, tuż przy polskiej granicy ustawiono billboard informujący, iż każdy górnik podejmujący pracę w Czechach otrzyma na powitanie 10 tys. zł.

źródło wp.pl (Tomasz Molga)

Echo Chorzowa, informacje, wiadomosci, aktualnosci
pinterest