We Włoszech wołają na mnie: Bomber! Pistolero!

We Włoszech wołają na mnie: Bomber! Pistolero!

6 października 2018 Wyłączono przez redakcja

Gdy pierwszy raz przyleciałem do Włoch, nikt mnie nie znał. Dziś trudno przejść spokojnie sto metrów – mówi Sportowym Faktom WP Krzysztof Piątek. Polak trafił do klubu z Genui latem. Strzelił już 12 goli. Wszyscy we Włoszech są w szoku eksplozją jego talentu.

Krzysztof Piątek: We Włoszech wołają na mnie, Bomber! Pistolero!

Newspix / Na zdjęciu Krzysztof Piątek

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Słyszałem, że nie śledzi pan mediów, nie czyta o sobie.

Krzysztof Piątek, napastnik Genoa CFC i reprezentacji Polski: Niedawno zgłosiła się „La Gazzetta dello Sport”. Udzieliłem jednego z pierwszych wywiadów we Włoszech i szczerze przyznam: myślałem, że to jakaś lokalna, mała gazetka. Na drugi dzień znajomi z Polski bombardowali mnie wiadomościami. Byłem lekko w szoku, że to się tak szybko rozniosło. Zastanawiałem się, czy prasa w Genui może mieć tak duży zasięg?! „Jesteś w największym dzienniku we Włoszech, gratulacje!” – pisali. I w ten sposób dowiedziałem się, że to najbardziej poczytna gazeta w kraju. Jeżeli chodzi o media, takie mniej więcej mam do tego podejście, trzymam się raczej na uboczu.

Dlaczego?

Generalnie staram się cały czas tonować nastroje. To banał, ale nie wybiegam dalej w przyszłość niż następny trening. Staram się niczego nie czytać, opinii o sobie, czy drużynie. Czasem coś mi znajomi podeślą, raz spojrzę, raz nie.

A zdaje pan sobie w ogóle sprawę z rekordów, jakie pobił w tym sezonie?

Słyszałem jedynie, że wyrównałem jakieś osiągnięcie Andrija Szewczenki?

Ten rekord to pięć goli w pierwszych czterech meczach sezonu Serie A, ale wyrównał go pan prawie dwa tygodnie temu. Teraz są nowe. Takiego debiutu we włoskiej lidze nie miał żaden piłkarz od 69 lat. Na starcie sezonu nikt tak jak pan nie strzelał goli przez 125 lat istnienia klubu. I tak dalej.

No to dowiedziałem się tego od pana. To miłe. Kiedyś może bym się z takich rzeczy cieszył, czytał, szukał informacji na ten temat. Kiedyś. Trochę dorosłem. Wiem, że na takim poziomie jesteś rozliczany z czegoś więcej niż kilku meczów. Prawda jest też taka, że jak zagram 2 lub 3 spotkania słabiej, to jest spore prawdopodobieństwo, że mogę trafić na ławkę rezerwowych. Konkurencja w ataku jest bardzo duża.

Pamięta pan dzień przylotu do Genui i podpisanie kontraktu?

Pyta pan o zainteresowanie kibiców? Nikt na mnie nie czekał. Zresztą, tłumów się nie spodziewałem. Podczas testów medycznych w klinice klubu kilka osób się zorientowało, że przyjechał chyba ktoś nowy. Zawodnik. Paru kibiców i dziennikarzy podeszło. Ale też nie za wielu.

Po czterech miesiącach jest… trochę inaczej.

W ciągu tych kilku minut, gdy czekałem na pana, podeszło do mnie 30 osób z prośbą o zdjęcie. Czasem trudno przejść spokojnie sto metrów. Kibice we Włoszech wołają na mnie: Bomber! Pistolero! Starają się poprawnie wymówić moje nazwisko. Coraz rzadziej zdarza się, że Piątek mówią przez „a”, nie przez „ą”. Podchodzą, dziękują za gole, życzą podtrzymania passy.

A jak się pan zatnie, to co?
To pracuję dalej. Nie będę się wkurzał. Zaliczkę już mam, osiem goli w sześciu meczach, z małą nawiązką postrzelałem. Jestem świadomy, jak to wszystko funkcjonuje. Prześledźmy to od początku. Najpierw mówiono: po co jadę do Genui, będę rezerwowym. Później: że strzelam gole, ale amatorom w sparingach. Następnie: zdobył cztery bramki, ale w pucharze Włoch, z Lecce, klubem z drugiej ligi. A gdy zacząłem trafiać w Serie A, gdzieś w powietrzu unosiło się przekonanie, że ta passa zaraz się skończy.

Trochę nie rozumiem, czemu w Polsce część ludzi zamiast się cieszyć, szuka na siłę problemów. Dlatego podchodzę bardzo spokojnie od kwestii ewentualnego „zacięcia się”. Wszystko zależy od meczu. Jeżeli będzie trudny i sytuacji zabraknie, to nie mogę się przecież obwiniać. A przyjdą takie spotkania. Jedno, może i trzy, w których nie strzelę gola. Tak się stanie i ja to wiem. Nawet Cristiano Ronaldo ma problem z regularnym strzelaniem.
A pan go ma przecież zastąpić w Juventusie! Ta lokalna „La Gazzetta dello Sport” krzyczała o tym z pierwszej strony.

Tak, tak, już od zaraz! Zejdźmy na ziemię. Piłkarze pokroju Ronaldo są wielcy, praktycznie nie ma szans, by dojść do ich poziomu.

Ale nie uśmiecha się pan patrząc w klasyfikację najlepszych strzelców ligi włoskiej? Jest pan jej liderem. Piątek 8 goli, Ronaldo 3.

Bądźmy poważni. Nigdy w życiu nie osiągnę tyle, co Ronaldo. A że teraz jestem wyżej w tabeli strzelców od Ronaldo, nic nie znaczy. Sam z siebie będę zadowolony, jak taką skuteczność utrzymam 2 lub 3 sezony.

Zadam pytanie, które pewnie nasuwa się jako pierwsze każdemu kibicowi w Polsce: jak pan to robi? Wymienię. Serie A: 6 meczów, 8 goli. Puchar Włoch: 1 mecz, 4 gole. Sparingi: 6 meczów, 13 goli.

Czy to szczęście? Może? Ale też trudno mówić o nim, gdy zachowuje się taką powtarzalność. Nic nie zmieniłem w swoich nawykach. Nadal przykładam wagę do jedzenia i treningów, tak jak w Cracovii. Pracuje tak samo ciężko.

Łatwo to panu przychodzi?

Szukam tych bramek, nie zastanawiam się, czy idzie łatwo, czy trudno. Jestem cały czas głodny. Nie popadam też w hurraoptymizm, jeszcze nic nie osiągnąłem. Wiadomo, że w każdym spotkaniu nie jestem w stanie strzelać goli. To jest niemożliwe dla każdego zawodnika na świecie. Zacznę się rozliczać dopiero na koniec sezonu. Teraz mam jeden cel: zachować regularność.

Która jest lepsza niż gdy pan grał w polskiej ekstraklasie.

Lepsze statystyki mam na razie we Włoszech. Jeżeli mam porównywać, to we Włoszech jest większa intensywność treningu. Kładzie się duży nacisk na zajęcia z taktyki gry. W naszej ekstraklasie na pewno więcej jest walki, trudniej dojść do sytuacji strzeleckiej. Wiele drużyn w Polsce jest ustawionych defensywnie. W Serie A częściej dochodzę do sytuacji strzeleckiej. Grają też lepsi zawodnicy, którzy zawsze pomogą wypracować szansę. Już wcześniej poprawiłem też kilka elementów. Przede wszystkim przestałem załamywać się po zmarnowanej akcji.

Wcześniej się pan denerwował?

Jak byłem młodszy, mocno się frustrowałem, gdy podczas meczu nie miałem sytuacji do zdobycia bramki lub po prostu nie strzelałem gola w spotkaniu. Kiedyś nawet trzy dni myślałem o zepsutej akcji. Później zmieniłem nawyki: jak nie szło pod bramką, to przestawiałem się na pracę dla drużyny. Poprawiłem koncentrację, jestem bardziej cierpliwy. Pojawił się spokój i przekonanie, że mogę strzelić przecież w 70. albo 90. minucie. I poprawił się całokształt.

Kiedy nastąpił ten przeskok w myśleniu?
W Cracovii. Trener Michał Probierz nauczył mnie myśleć pozytywnie. Przy nim stałem się bardziej cierpliwy. Mówił: „Masz jedną sytuację, zaraz będzie kolejna”. Przy nim nabrałem też pewności siebie. Gdyby nie trener, to pewnie trudniej byłoby mi wystartować w lidze włoskiej. A tak przyjechałem do Włoch z dobrym nastawieniem.

Nie myślałem, że przychodzę z Polski, a tu są sami wielcy piłkarze. Był szacunek, ale też pewność, że i ja potrafię kopać prosto piłkę. I to się przełożyło na skuteczność. Początek naszej współpracy z trenerem Probierzem był taki, że marnowałem sporo sytuacji. Trener widział, że chodzę przytłoczony, że myślę o tym. Zmienił moje nastawienie. Pokazywał różne ćwiczenia na treningach, wypracował u mnie pewne schematy.

Pełny wywiad na stronie SportoweFakty WP

źródło: Wirtualna Polska

Echo Chorzowa, informacje, wiadomosci, aktualnosci
pinterest