Muario Lanza „Jazzbient”

13 czerwca 2016 Wyłączono przez Tomasz Breguła

„Cisza nie istniokl_okl_38615eje, wszystko jest muzyką”. Te słowa Johna Cage’a doskonale opisują najnowszy album tej pierwszej ambient jazzowej grupy w Polsce. Mariusz Orzełowski i spółka nagrali najbardziej ambientowy album od czasów „Muarioland”. W kompozycjach stworzonych przez lidera grupy znajdziemy elementy jazzu, ambientu, rocka i wielu innych stylów muzycznych. Wszytko to okraszone sporą dawką improwizacji.

Muario Lanza po raz kolejny udowadnia, że ich twórczości nie da się zaszufladkować. „Jazzbient” to przede wszystkim eksperyment. Muzycy nie wyznaczają sobie żadnych granic, mieszając stylistyki i wciągając słuchacza w zupełnie nowy, muzyczny świat. Nazwa albumu nie jest przypadkowa. Jest dużo sampli i dźwięków otoczenia co słychać już w pierwszym utworze „Spacer koło stacji”. Rozbrzmiewa w nim przetworzony dźwięk syreny alarmowej i wiele muzycznych niuansów będących doskonałym dopełnieniem jego harmonii. Uwagę przykuwają także improwizacje i zapętlone frazy trębacza, Dominika Mietły, przypominające momentami nagrania Big Bandu Counta Basiego.

W utworze „Ajamada”, po raz pierwszy w dyskografii zespołu pojawiają się natomiast skrzypce elektryczne. Bajkowe improwizacje Dominika Bieńczyckiego kontrastują nieco z partiami trąbki. Mimo to nowy instrument wprowadza do twórczości Muario Lanzy sporo świeżości. To dowód, że zmiany personalne jakie zaszły w zespole na przestrzeni ostatnich miesięcy, wszystkim wyszły na dobre. Przede wszystkim słuchaczom. Wielu, którzy pamiętają zespół gdy ten nagrywał i koncertował jeszcze pod szyldem Muariolanza, z pewnością ucieszy fakt braku wokalisty. Utwory na nowej płycie są w konsekwencji mniej „piosenkowe”, ale jednocześnie bardziej dojrzałe i różnorodne.

„Jazzbient” to pięć kompozycji w metrum 5/4 na piątej płycie zespołu. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że konwencja jest mocno naciągana. Całość brzmi jednak bardzo naturalnie. Każdy utwór idealnie łączy się z następnym, a wszechobecna polirytmia nie przeszkadza w swobodnym odbiorze płyty. Muzycy wprowadzają słuchacza w swego rodzaju trans. Hipnotyzuje nie tylko perkusja Łukasza Kurka i zapętlone partie kontrabasowe Dominika Graba, ale również gitara Mariusza Orzełowskiego. Naczelny kompozytor Muario Lanzy jak zwykle stworzył niezwykłe kompozycje pełne dysonujących, ale jednocześnie idealnie pasujących do siebie dźwięków. Improwizacje stały się natomiast jeszcze bardziej dojrzałe. Nostalgia i przejmujące jazzowe frazy przeplatają się w nich z rockową i bluesową energią. Słychać to doskonale utworze „Pięta” oraz „Bossa Noga”. Indywidualny styl lidera grupy, jego wyobraźnia oraz swoboda w konstruowaniu muzycznych treści są absolutnie nie do podrobienia. Idealnym dopełnieniem całego albumu jest „New Age Ambient”. Utwór dostarcza kolejnych, niespotykanych brzmień doskonale zestrojonych z „żywymi” instrumentami.

Muario Lanza zdążyła nas już przyzwyczaić do swoich osobliwych i wielobarwnych kompozycji. Mimo to za każdym razem potrafi zaskoczyć słuchacza czymś nowym. Ostatnią płytą po raz kolejny udowadniają, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. To właśnie nieprzewidywalność i nieustająca chęć eksperymentowania czyni z nich jeden z najciekawszych zespołów na polskiej scenie muzycznej.

Tekst: Tomasz Breguła.

Foto: Okładka płyty (autor Mateusz Żyliński).

Echo Chorzowa, informacje, wiadomosci, aktualnosci
pinterest